Mowy pogrzebowe

8 czerwca, 2022

Pożegnanie babci

Dzisiaj jest Dzień Babci.

Nasza Babcia Genowefa – miała nas ośmioro, nas, czyli swoich wnucząt. Dwie wnuczki i sześciu wnuków. Ja jestem najstarsza, najmłodszy jest Miłosz. Jego i mnie dzieli 25 lat. On i ja stanowimy granice ćwierćwiecza w czasie którego nasza Babcia zostawała babcią 8 razy zupełnie od nowa i za każdym razem, zupełnie od nowa, budowała z każdym z nas indywidualną i niepowtarzalną więź. Każde z nas ośmiorga ma swoje bardzo osobiste doświadczenia i wspomnienia związane z Babcią, ale jest także wiele takich, które dzielimy wspólnie. Począwszy od tak codziennych, jak smak piątkowej zupy ogórkowej jej autorstwa, niedzielnego „rosołku”, pączków z nadzieniem, ciastek zwanych „kocimi oczkami” czy pierogów z cynamonem. Słyszeliśmy dziś w jednym z czytań, że „nikt nie żyje dla siebie”. Chyba nikt lepiej od nas nie wie, że nasza Babcia właśnie tak żyła, nie dla siebie. Doświadczaliśmy jej opieki nad nami i jej oddania. Zapamiętamy naszą Babcię również jako naszego wielkiego adwokata. Nie pozwalała o żadnym z nas źle mówić, zawsze bardzo nieustępliwie i rzeczowo mnożyła argumenty w naszej obronie. Rodzinną anegdotą stała się historia jednego z wnuków, który swego czasu pofolgował sobie trochę w szkole i konsekwencją tego stało się jego niezbyt reprezentatywne świadectwo na koniec roku. Babcia mówiła wtedy wielu osobom: „Wiesz, on miał tylko dwie czwórki na świadectwie!” I mówiła to takim tonem, że każdy kto jej słuchał, był przekonany, że reszta ocen na omawianej cenzurce to były tylko piątki i szóstki, gdy tymczasem owe dwie czwórki, były akurat dwoma najlepszymi ocenami.

Babcia mawiała, że „Miłość się mnoży, a nie dzieli”. Często powtarzała też przysłowie „Swoją szkodą, ale zgodą”, z którym zwykle się nie zgadzaliśmy, ale rozumieliśmy i docenialiśmy wagę jaką przywiązywała do tego by wszyscy zawsze żyli ze sobą w zgodzie.

Nasza babcia z jednej strony była bardzo łagodna i delikatna, a z drugiej wytrzymałości i życiowej siły mógłby jej pozazdrościć nie jeden pomnikowy bohater. Z niezwykłą cierpliwością i pokorą znosiła w ostatnich latach swojego życia poważne problemy zdrowotne oraz te które wynikały z jej zaawansowanego wieku. Nigdy nie słyszeliśmy też by mówiła, że Panu Bogu nie udała się starość.

Jej delikatność i dbałość o to by nie sprawiać swoją osobą problemów, w bardzo szczególny sposób odczuliśmy w ciagu minionego tygodnia kiedy lekarze nie pozostawiali nam złudzeń co do jej ciężkiego stanu. Każdego dnia mieliśmy liczyć się z tym, że Babcia odejdzie, a dwa z tych dni miały być wyjątkowe. W sobotę, 15 stycznia jej córka i zięć obchodzili 50. rocznicę ślubu, a w niedzielę, 16 stycznia dwie prawnuczki obchodziły swoje urodziny. Babcia odeszła w poniedziałek, 17 stycznia, zupełnie tak jak gdyby nie chciała naznaczyć swym odejściem żadnej z tych dat, mimo, że każdą z nich w tym roku przysłaniał smutek i obawa o jej życie.

A dziś jest Dzień Babci i mamy jej pogrzeb.

To Dzień Babci, który całej naszej ósemce zapadnie w pamięć na zawsze. I zapewne byłby to dzień niezmiernie przygnębiający i smutny, gdyby nie dar jaki Babcia przekazała nam, a jeszcze przed nami, wcześniej, naszym rodzicom, a swoim dzieciom. Tym darem jest oczywiście wiara, żywa wiara. Babcia bardzo konsekwentnie i cierpliwie uczyła nas długich, jak na małe dzieci, modlitw. Wołała na różaniec, na majowe litanie loretańskie czy piątkowe Drogi Krzyżowe w Wielkim Poście.

Dziś jesteśmy jej za to bardzo wdzięczni i prawdziwie cieszymy się tym, że jesteśmy w Kościele, że jest Zmartwychwstanie i, że nie musimy żegnać naszej Babci na zawsze. Otuchą, nadzieją i tęsknotą napawa nas myśl, że przyjdzie czas kiedy będziemy znów razem z nią, tam gdzie nie ma śmierci, smutku, zła i cierpienia i gdzie wspólnie będziemy świętować już zawsze. I nie urodziny, Dzień Babci czy rocznicę ślubu, ale świętować życie wieczne razem z nią, naszymi bliskimi i Tym, który nas stworzył, uczynił w swych planach rodziną i powołał do Kościoła.

Miałam przywilej najdłużej mieć Babcię tylko dla siebie. Nauczyła mnie ona w dzieciństwie nie tylko modlitwy, ale także pisania, czytania, liczenia i pierwszej piosenki po angielsku. Ona sama nauczyła się jej zaraz po II wojnie światowej od amerykańskich żołniezry w okupowanych przez Amerykanów Niemczech. Ta piosenka była bardzo popularna w czasie wojny. Amerykańscy żołnierze jadąc na front do Europy rozstawali się ze swoimi dziewczynami, narzeczonymi, matkami, siostrami i innymi bliskimi. A ich dziewczyny, narzeczone, matki, siostry, ojcowie i inni ich bliscy – z nimi. Odtąd rozdzielało ich potężne morze, Ocean Atlantycki. Piosenka rozpoczyna się słowami „My Bonnie is over the ocean, my Bonnie is over the sea” czyli w wolnym tłumaczeniu mówi o tym, że ktoś kto jest mi bliski, ktoś kogo kocham, jest za oceanem, za morzem czyli bardzo daleko. Na drugim brzegu. Refren piosenki „Bring back my Bonnie to me” znaczy tyle, co „powróć do mnie”. Nasza kochana Babcia jest dzisiaj, trochę jak w tej piosence, za oceanem, za oceanem śmierci i na brzegu życia, które się nie kończy, a my już tęsknimy i chcemy ją z powrotem, chcemy wciąż dzielić z nią życie. Ponieważ jest zmartwychwstanie, nasze marzenie się spełni. Dlatego dziś, choć jest nam ciężko, mówimy z wiarą: DO ZOBACZENIA W NIEBIE, BABCIU! TO TY PIERWSZA UCZYŁAŚ NAS, ŻE ŚMIERĆ JEST POKONANA.

Wróć do listy aktualności

Zadzwoń