Aktualności

18 września, 2022

Święty January i hematolodzy

Krew świętego męczennika tętniąca życiem od siedemnastu wieków.

Krew św. Januarego

Punktualnie o godzinie 9.11 powtórzył się dziś w Neapolu tzw. Cud Świętego Januarego – donosiła Katolicka Agencja Informacyjna 19 września 2011 roku. – Przechowywana w katedrze grudka krwi patrona tego miasta rozpuściła się jak zawsze w rocznicę jego męczeńskiej śmierci w 305 roku. Jak poinformował arcybiskup Neapolu, kard. Crescenzio Sepe, krew rozpuściła się zanim rozpoczęły się modlitwy w tej intencji. Szczególne wzruszenie obecnych wywołał fakt, że być może ostatni już raz 19 września jest w Neapolu świętem patrona Januarego, przyjęty bowiem niedawno przez włoski parlament tzw. pakiet antykryzysowy przewiduje przesunięcie świąt patronalnych z dni powszednich na najbliższą niedzielę. Nie dotyczy to jedynie uroczystości świętych Piotra i Pawła, patronów Rzymu, ponieważ uwzględniono ten fakt w konkordacie pomiędzy Stolicą Apostolską i Republiką Włoską. Na wiadomość o przesunięciu święta patrona Neapolu kardynał Sepe przypomniał, że ponieważ związane jest ono z cudem, jego data nie powinna więc zależeć od niczyjej decyzji.

Czyż to nie surrealizm w najczystszej postaci? Tym bardziej, że powtarza się co roku?

Władze cywilizowanego, demokratycznego, europejskiego państwa, o godnej pozazdroszczenia historii, tradycji i kulturze, usiłują zdyscyplinować CUD. W dodatku zamierzają tego dokonać przy pomocy reguł tzw. pakietu antykryzysowego. Jedyne co przychodzi mi na myśl, w ramach komentarza do powyższej sytuacji, to słowa piosenki Wojciecha Młynarskiego: nie jedną jeszcze paranoję, przetrzymać przyjdzie robiąc swoje…
Więc robię swoje i zaczynam właściwą opowieść o św. Januarym i jego absolutnie niezwykłych relikwiach.

Pobożna niewiasta z flakonikiem

Św. January urodził się ok. 270 – 272 roku i był biskupem – bardzo młodym biskupem skądinąd – Benewentu, miasta leżącego w pobliżu Neapolu. Kiedy za cesarza Dioklecjana wybuchła kolejna fala prześladowania chrześcijan, aresztowano jego diakona św. Sozjusza. Wtedy to January wziąwszy ze sobą dwóch innych diakonów, św. Festusa i św. Dezyderiusza, udał się do więzienia by zanieść Sozjuszowi słowa wsparcia i otuchy. Do odwiedzin Sozjusza jednak nie doszło, bo wszyscy trzej sami zostali wtrąceni do więzienia. Mogli zostać z niego uwolnieni pod warunkiem, że złożą ofiarę rzymskim bóstwom i wyprą się swojej wiary, ponieważ jednak kategorycznie odmówili, zostali skazani na śmierć. Wyrok miał się urzeczywistnić w amfiteatrze Flawiuszów w Puteoli (dziś Pozzuoli), a katami przyszłych świętych miały stać się dzikie niedźwiedzie. W obronie skazańców wystąpili trzej obywatele rzymscy wyznający Chrystusa, Prokul, Eutyches i Akcjusz, jednak wkrótce także oni zostali skazani na śmierć przez ścięcie, a jakiś czas później włączeni w poczet świętych męczenników Kościoła Katolickiego. Pewne jest to, że January, Dezyderiusz i Festus zginęli 19 września 305 roku w Puteoli. Jednak okoliczności ich śmierci wcale nie są już takie oczywiste. Według jednych wczesnochrześcijańskich źródeł wszyscy trzej zginęli rozszarpani przez wspomniane dzikie zwierzęta. W świetle innych zapisów, pochodzących z podobnego okresu, niedźwiedzie okazały się zdumiewająco przyjazne skazańcom, za nic nie chciały ich atakować i w związku z tym Januarego i jego dwóch towarzyszy trzeba było zwyczajnie ściąć. Istnieje też wczesnochrześcijańska legenda mówiąca o tym, że January pochodził z rodziny patrycjuszy i jako obywatel rzymski nie mógł być skazany na pożarcie przez dzikie stworzenia, ale wyłącznie na – bardziej humanitarną, zastrzeżoną dla uprzywilejowanej mieszkańców Imperium – śmierć przez ścięcie. Dwie ostatnie wersje wydarzeń idealnie wydają się splatać z historią relikwii naszego bohatera. Mówi ona, iż przy ścięciu biskupa Benewentu obecna była pewna pobożna niewiasta, która miała zebrać do flakonika pewną ilość jego krwi. Krew ta do dziś przechowywana jest w neapolitańskiej katedrze razem z relikwią głowy Januarego. Głowy, którą być może z miejsca egzekucji zabrała ta sama kobieta?

Św. January

Autentyczność relikwii potwierdzona

Nie do końca wiadomo co działo się z relikwiami św. Januarego między rokiem 305 a 413, w którym to ówczesny biskup Neapolu, św. Jan I umieścił je w katakumbach neapolitańskich w pobliżu Puteoli, co głosi zachowany tam do dziś kamień. Do roku 432 szczątki naszego bohatera przechowywane były w grobowcu pewnego znakomitego obywatela, który jakiś czas później przekształcono w kaplicę. W 831 roku, książę Benewentu, Sikone, po zdobyciu Neapolu zabrał relikwie Januarego do Benewentu i umieścił je w kościele Matki Bożej Jerozolimskiej gdzie znajdowały się aż do XII wieku. W 1154 roku król Wilhelm I w celu zapewnienia bezpieczeństwa szczątkom wielkiego męczennika przeniósł je na Monte Vergine i ukrył pod głównym ołtarzem. Wiele wskazuje na to, że po ukryciu relikwii, o krwi i czaszce biskupa Benewentu, zwyczajnie zapomniano na ponad 300 lat. Przez przypadek odnaleziono je pod wspomnianym ołtarzem dopiero w 1480 roku i siedemnaście lat później – w roku 1497 – przeniesiono do katedry w Neapolu, w której są po dziś dzień. 25 lutego 1964 roku kardynał Alfons Castaldo, arcybiskup Neapolu, dokonał kanonicznego badania relikwii świętego. W trakcie badań odnaleziono przy nich napis potwierdzający ich autentyczność. Analiza szczątków wykazała również, iż January był wysokiego wzrostu – mierzył ok. 190 cm. oraz, że w chwili śmierci liczył około 35 lat. Ta ostatnia informacja jest zbieżna z wspominanymi wczesnochrześcijańskimi przekazami mówiącymi o tym, iż w dniu egzekucji January był trzydziestotrzylatkiem.

Relikwiarz z krwią św. Januarego w rękach Franciszka

Cud św. Januarego

Odkrycie napisu potwierdzającego prawdziwość relikwii św. Januarego nie wywarło na neapolitańczykach większego wrażenia. Oczywistym było dla nich, że dobrze takie – dodatkowe – potwierdzenie mieć, jednak szczątki świętego od wieków same wystarczająco świadczyły o swej autentyczności. W roku 1964 świetnie wiedziały o tym neapolitańskie dzieciaki, ich nastoletnie siostry i bracia, ich rodzice, dziadkowie i pradziadkowie. Niezliczone pokolenia mieszkańców stolicy pizzy były przecież naocznymi świadkami powtarzającego się niemal rok w rok Cudu Świętego Januarego. Więc co takiego miałoby zmienić odkrycie napisu potwierdzającego autentyczność jego relikwii? Każdej jesieni, w rocznicę śmierci Januarego – czyli 19 września – w katedrze pod jego wezwaniem, miały i mają miejsce doniosłe uroczystości. Wtedy to właśnie następuje ów osławiony cud. Zaschła krew Januarego ożywa, zaczyna się burzyć, pulsować, staje się płynna. Pozostaje w tym stanie przez 8 kolejnych dni. Wygląda zupełnie tak jak świeżo pobrana w laboratorium lub którymś z punktów krwiodawstwa. Cud powtarza się również w pierwszą niedzielę maja, 16 grudnia lub z okazji jakichś doniosłych wydarzeń. To papież Pius XII nazwał ów fenomen Cudem Świętego Januarego. Jan XXIII przyjechał specjalnie do Neapolu aby być obecnym przy owym cudzie i wyznał, że jest wielkim czcicielem św. Januarego. Zaś nieżyjący już kardynał Corrado Ursi, były arcybiskup Neapolu, stwierdził, iż nadzwyczajne zjawisko ożywiania się krwi ma niezaprzeczalny i bezpośredni związek z faktem zmartwychwstania Chrystusa. Jest znakiem istnienia życia wiecznego, a także oraz wezwaniem do wiary w zmartwychwstanie Chrystusa i zmartwychwstanie ciał wszystkich ludzi, którzy żyli na ziemi. Warto też wiedzieć, że Kościół choć uznaje kult świętych relikwii i czuwa nad jego prawowiernością, nigdy nie zajął oficjalnego stanowiska, nie wypowiedział się i nigdy się nie wypowie, na temat cudu krwi św. Januarego.

Procesja z relikwiami św. Januarego w Neapolu

Czasami…

Tutaj muszę wspomnieć, że zdarzały się lata, w których Cud Świętego Januarego nie powtarzał się, a jego brak wzbudzał u mieszkańców Neapolu wyraźny niepokój. Neapolitańczycy bowiem odczytują brak cudu jako zapowiedź nieszczęść mających wkrótce nawiedzić miasto. Jako przykład 12 miesięcy bez cudu, podają rok 1943, który poprzedzał wybuch Wezuwiusza 13 marca 1944 roku. Jednakże wziąwszy pod uwagę fakt, że owa erupcja była stosunkowo niegroźna, nie ma raczej podstaw do tego by uznawać brak cudu w danym roku za złowieszcze proroctwo.

Wbrew prawom fizyki

Krew św. Januarego to nie lada wyzwanie dla współczesnej nauki. Uczeni zostali postawieni przed tajemnicą mechanizmów których nie da się wyjaśnić w żaden racjonalny sposób. Zakrzepła ludzka krew, licząca ponad 1700 lat w niewyjaśniony sposób przechodzi nagle w stan ciekły. W obecności niezliczonej rzeszy wiernych zmienia kolor, ciężar, objętość i lepkość. W dodatku fenomen ten ma miejsce, w tych samych dniach roku, niezależnie od temperatury wahającej się między 5. a 32. stopniami Celsjusza. Krew rozpuszcza się czasem w obecności kilku osób, innym razem na oczach tłumów, jeszcze innym – zastaje się ją już w stanie ciekłym w momencie otwierania kasy pancernej, w której jest przechowywana. Hematolodzy i fizycy są absolutnie zgodni co do tego, że Cudu Świętego Januarego nie da się wyjaśnić przy użyciu znanych współczesnej nauce metod. Uczeni nie mogą znaleźć żadnego przekonującego wytłumaczenia dla tego zadziwiającego zjawiska. Każda próba laboratoryjnego otworzenia opisywanego fenomenu kończyła się fiaskiem. Krew Januarego, rozpuszczając się, w zdumiewający sposób zmienia swą objętość. Raz pęcznieje i wypełnia całą ampułkę, innym razem zajmuje tylko mały fragment przestrzeni. Naukowców zupełnie zaskakuje fakt, iż krew zmienia nie tylko swój ciężar, ale i jej barwa przechodzi od jaskrawej do ciemnej lub nawet rudawej czerwieni. Prawa fizyki wydaje się zupełnie ignorować czas przechodzenia krwi ze stanu stałego do płynnego. Zdarza się, że dzieje się to w ciągu króciuteńkiej chwili, innym razem, krew ożywia się przez kilka minut lub nawet cały dzień. Podobnie rzecz się ma z jej krzepnięciem. (Pomijając już kwestię tego, że w cieple krew nie rozpuszcza się tylko twardnieje). Ponadto, analiza spektrograficzna dowiodła jednoznacznie, iż mamy do czynienia z prawdziwą, arteryjną, czystą ludzką krwią, bez żadnych obcych substancji chemicznych. Krew Januarego w z nieznanych nauce powodów nie podlega odkrytym i zdefiniowanym przez uczonych prawom przyrody. Gdyby podlegała, całe wieki temu zepsułaby się i zamieniła się w proch.

Relikwiarz z krwią św. Januarego

Skrzep, który żyje

Gastone Lambertini, zmarły w 1994 roku profesor Instytutu Anatomii Człowieka Uniwersytetu Neapolitańskiego, po wielu latach badań nad krwią Januarego, w następujący sposób podsumował swoje analizy: Prawo zachowania energii, zasady, które rządzą żelowaniem i rozpuszczaniem koloidów, teorie starzenia się koloidów organicznych, eksperymenty biologiczne dotyczące krzepnięcia plazmy: wszystko to potwierdza, jak substancja, czczona od wielu wieków, rzuca wyzwanie każdemu prawu przyrody i każdemu tłumaczeniu, które nie odwołuje się do tego, co nadprzyrodzone. Krew św. Januarego to jest skrzep, który żyje i który oddycha: nie jest więc jakąś „alienującą” pobożnością, lecz znakiem życia wiecznego i zmartwychwstania.

Archeolodzy wykluczają fałszerstwo

Na zakończenie tej historii dodam, iż relikwie Januarego zamknięte są w specjalnej, pancernej szafie, stojącej tuż za głównym ołtarzem katedry. Nie jest to jednak szafa przypominająca sejf tajnej bazy wojskowej, ale przepięknie zdobiony mebel. W szafie prócz ampułek z krwią, przechowywany jest drogocenny relikwiarz głowy świętego, oprawiony w złoto i klejnoty. Ampułki z krwią są dwie, a badania archeologiczne dowiodły, że ich zamknięcia pochodzą z IV wieku i nie ma możliwości innego ich otwarcia jak tylko przez rozbicie. Nawiasem mówiąc, archeolodzy w oparciu o tę analizę wykluczyli hipotezę dodania jeszcze w średniowieczu do krwi jakiejś substancji, która mogłaby przedłużyć jej żywotność.

Grób św. Januarego

Wróć do listy aktualności

Zadzwoń